„Św. Łazarz” – krótki film o nadziei

                                                       

- Widziałam ten statek kątem oka na podwórku, wiedziałam że tu są bezdomni, ale nie wiedziałam, co tak naprawdę tutaj się znajduje. Chciałam to poznać, przyszłam robić zdjęcia… - zaczyna swoją opowieść o pomyśle na film dyplomowy Katarzyna Miszczak, autorka filmu „Św. Łazarz”. To film o Pensjonacie Socjalnym „Św. Łazarz” prowadzonym przez Kamiliańską Misję Pomocy Społecznej w warszawskiej dzielnicy Ursus.

Film: http://vimeo.com/100110523 

Pensjonat założył w 1998 r. charyzmatyczny Kamilianin o. Bogusław Paleczny. Kilka lat później, w roku 2006 powstał pomysł na budowę jachtu pełnomorskiego, który budują mieszkający w pensjonacie bezdomni. To o ich pracy i życiu jest ten film.

Ta krótka, epicka opowieść nie jest zwykłym dokumentem. Kamera bardzo oszczędnie prowadzi widza przez opowiadaną historię. Nie ma tutaj pompatycznych efektów, nie ma scen wyreżyserowanych, wyuczonych ról. To delikatna galeria myśli i wizji młodej dziewczyny, która znalazła się z kamerą w świecie tak innym od opisywanych stereotypów o ludziach bezdomnych.

Społeczny obraz tych ludzi jest wypaczony przez sfałszowaną medialnie i politycznie rzeczywistość. Film Katarzyny Miszczak tych stereotypów nawet nie próbuje łamać, ten obraz nie daje na nie zgody. To film o ludziach zwykłych, prostych, którzy w swoich losach podjęli w przeszłości niewłaściwe decyzje i stracili nadzieję. Jedni stali się posłuszni pocieszycielce wódce, inni nie zgodzili się na obowiązujący status prawny, a jeszcze inni znaleźli się w złym miejscu i w złym czasie. Potem nadeszły chwile refleksji, próby ratowania tego, co jeszcze pozostało – życia.

Mieszkańcy pensjonatu to ludzie tacy sami jak ogół społeczeństwa – mają swoje pasje, pracę, uczestniczą w życiu społecznym, ale przede wszystkim pomagają sobie i innym. Nie są święci, bo zdarzają się chwile słabości, kiedy nie wracają do tego „swojego domu”, jak nazywają pensjonat. Ale łączy ich nadzieja i wspólny cel – przeżyć godnie.

- Piłem od 13. roku życia – tak swoją opowieść zaczyna Grzegorz, który jest przewodnikiem w filmie. – Byłem w zakładzie karnym. To w więzieniu dotarło do mnie, ze jedyne, co mogę jeszcze zrobić dla siebie, to przestać pić… - po wyjściu Grzegorzowi udało się trafić do pensjonatu. Obecnie ma pracę, wynajął mieszkanie, stara się ułożyć sobie życie, poznał kobietę.

Opowieści Grzegorza przeplatane są obrazami i scenami z życia stoczni, która na terenie tej placówki istnieje. Autorka filmu świadomie zdecydowała, że będzie to głównie opowieść o budowie jachtu, bo w tym obrazie jest coś mistycznego, a jacht, to taka arka nadziei. Wraz z pomysłem jej zbudowania pojawiła się wiara w przetrwanie, w sens życia.

- Statek, to pretekst, bo to coś niecodziennego – mówi Katarzyna Miszczak. – Jestem stąd, z Ursusa, o statku wiedziałam, ale tak naprawdę, to nie wiedziałam jak, co i dlaczego. Kamera stała się przepustką i wtedy, gdy zaczęłam rozmawiać, kręcić poszczególne sceny, to zobaczyłam, jaki tutaj jest ładunek pozytywnej energii, jakie są tutaj emocje. – opowiada autorka o swoich pierwszych wrażeniach.

Film nie ma sztywnego scenariusza, powstawał „kawałkami czasu”, scaleniem refleksji, osobistych wrażeń autorki, stąd częste powroty, dygresje, krótkie migawki pokazujące dla kontrastu ten inny, trudniejszy świat ludzi, którzy wciąż jeszcze błądzą. I tu jest ta siła nadziei, bo wielu z nich, zanim trafiło tutaj, było poza marginesem rzeczywistości.

Ta arka płynie, chociaż budowa jej potrwa jeszcze kilka lat. O tym sama autorka mówi:

- Wiedziałam, że nie jestem tu od początku, że dokumentuję fragment, a gdy zakończę, to to będzie dalej trwało. Dlatego starałam się zamknąć to w takiej klamrze upływającego czasu, bo jest tam ten motyw jesienny, trochę zimowego, a kończy się wiosną, bo chciałam, aby była ta metafora rozkwitania. I to właśnie chciałam, aby widoczna i podkreślona była ta sugestia, że to nadal trwa, że jest drugie okrążenie, że czas nie jest od a do b.

To krótki film o arce nadziei, którą każdy z nas kiedyś marzył, by zbudować. Tym ludziom, którzy – często na własne życzenie – zagubili się w życiu, upadli, stali się wykluczonymi; tym ludziom się to udaje.

Św. Łazarz, to także film o nas samych, gdziekolwiek, kimkolwiek jesteśmy, cokolwiek robimy. Bo każdego z nas ktoś może wrzucić do tej gorszej szuflady i skategoryzować.

Janusz Maciejowski